Najnowsze wpisy, strona 4


sie 12 2003 szczescia ciag dalszy...
Komentarze: 3

no wiec pozniej pojechalam do lekarza... znowu zastrzyk, ale juz wtedy byly pierwsze znaki zadowolenia... pogadalam sobie z lekarzem i bylo jakos przyjemnie... pokazal mi nowe szatnie legii i w ogole cale zaplecze... nawet nie poczulam jak wbijal mi te dwie grube igielki do mojego coraz cienszego achillesika... NIE BOLALO!!! Pierwszy raz od dawien dawna mi powidzial, ze jest pewny ze bedzie dobrze... no pewnie... musi byc dobrze...kiedys na pewno...

potem pojechalam na dworzec... kupilam juz sobie bilety na 31 sierpnia na pociag do Miedzyzdroi... qrwa 110zl... jakie zdzierstwo... ale chuj z tym... zajebiscie ze jade... nic innego mnie nie obchodzi...

dzis tez zostala podjeta decyzja ze moge sobie wyskoczyc na 4 dni do wladyslawowa... zrobie to w czwartek... i bede sie bawic na maxa... wykorzystam az do bolu te 4 dni... zwlaszcza ze ten tydzien, ktory tam spedzilam w lipcu byl zajebisty... teraz tez tak bedzie...

wczoraj p.k. nie dal znaku zycia... zadnej wiadomosci na gg, zadnego smsa, zadnego telefonu... troszke sie tym podlamalam... chociaz sama nie wiem jak to jest miedzy nami... dzis czekalam caly dzien na jakis znak od niego... i doczekalam sie!!!!!!!!!!! to jest najwazniejsze... banalny sms a tyle szczescia... najgorsza jest ta swiadomosc ze nie wiem co wlasciwie jest... tzn wiem ze nic nie ma...

moja siora wyjechala na oboz... uff... wreszcie wolna chata... ciesze sie bo my tez musimy od siebie od czasu do czasu odpoczac... non stop razem... dzien w dzien...

dobra koncze i zycze zeby wszyscy czuli sie tak jak ja dzisiaj... TO CHYBA JEST SZCZESCIE... I TO TAKIE W CZYSTEJ POSTACI... BEZ POWODU...

pozdrawiam

m.p. : :
sie 11 2003 SZCZĘŚCIE!!
Komentarze: 0

Wiecie chyba jestem szczesliwa... nawet nie wiecie jakie to wspaniale uczucie... qrwa nawet nie wiem tak naprawde dlaczego...

dzien zaczal sie najzwyczajniej w swiecie... wstalam... umylam sie... i nie zjadlam sniadanka (od dzis podjelam walke z cellulitem)... pojechalam w koncu na uniwerek... zaplacilam za te oboz... juz nie moge sie go doczekac... mam nadzieje,ze bedzie zajebiscie... zreszta ja jestem pewna ze bedzie zajebiscie... PO PROSTU MUSI BYC ZAJEBISCIE!!! wrocilam do chaty... usiadlam przed kompem... nic nie wskazywalo na to ze bede szczesliwa... hehe... dziwne, ale chyba faktycznie tak jest... JESTEM SZCZESLIWA!!!!!!

ej, a moze ja jestem inna??!! do tej pory myslalam ze jestem pesymistka... zawsze widzialam szklanke w polowie pusta a nie pelna... a tu nagle taka odmiana... ludzie!!!!! swiat jest piekny!!! i mowi to wam wieczna pesymistka!!!!!

m.p. : :
sie 10 2003 powrot
Komentarze: 0

wrocilam... nie bylo tak źle... mogę nawet powiedzieć, że bylo fajnie... gdyby nie ta cholerna wizyta u lekarza jutro to nawet bym zostala jeszcze pare dni... ale zacznijmy wszystko od poczatku:

jest piatek po poludniu:

do domu wraca mama... tak jak juz pisalam - szybkie pakowanie, obiad (moje ulubione pierogi z jagodami... miami...) i wyjazd... droga ciągnęla sie niemilosiernie... czemu? nie wiem... ale o 19 byliśmy na szczescie na miejscu... p.m. i siostra namówili mnie na wypad nad jeziorko i polapanie troche raków... jeśli ktoś nie próbowal polecam... fajna sprawa... noc byla spedzona w namiocie... nie pamietam kiedy ostatnio sie tak balam... masakra... i ta swiadomość, że w każdej chwili ktoś może przyjść... aaaaaaaaaaaa... na samą myśl o tym nadal się boję...

rano pobudka... trzeba bylo pomoc na gospodarce... nic gorszego... jakoś się wymigalam i znowu slyszalam tylko jaka to moja siostra pracowita... straszne... już się przyzwyczailam... zresztą oni przez te 19 lat też powinni byli się nauczyć!! dzień spędzony w domu... noc znowu w namiocie... tym razem bylo jeszcze gorzej bo spalam tam tylko ja i moja mlodsza siostra... mój brat pojechal na wesele... nie zasnęlam do 3 nad ranem... czekalam tez troche na smsa od p.k. na szczęście doczekalam się... nic specjalnego nie napisal ale najważeniejsze bylo, że napisal...

dziś dzień zacząl sie o 11... znowu troszkę pospalam... prawde mowiac obudzilam sie juz wczesniej ale nie chcialam wstawac bo mialam nadzieje ze ominie mnie msza... i tak tez sie stalo... wstalam za pozno wiec nie pojechalam... czasem az sie boje co ze mna bedzie... taka bezboznica.... jesli jest pieklo to na pewno sie w nim znajde...

jak wrocilismy do domu to musialam sie powstrzymywac zeby nie wejsc do netu... jakos sie udalo wytrzymac... weszlam i... klops... nie bylo i nie ma do tej pory p.k.... a tak chcialam z nim porozmawiac... przykro mi teraz...

przeczytalam w horoskopie ze spotkam faceta i nie bede wiedziec czy to jest przyjazn czy to jest kochanie... podobno kazdy dostosowuje horoskop do siebie... mozliwe... ale u mnie naprawde tak jest... nie wiem czy to jest przyjazn czy to jest kochanie...

ale dzis namieszalam... niezly metlik mam w glowie... wiec nie bede juz sie rozpisywac tylko ide... jeszcze powysylam pare smsow i do spania... zycze wszystkim milej nocki...

m.p. : :
sie 08 2003 piatek i weekend
Komentarze: 0

Wiedzialam ze tak bedzie... zaspalam... wiem, wiem... nie trzeba bylo do pierwszej w nocy siedziec w necie... kolejny raz dostalam nauczke... i co z tego??!! dobrze, ze ojciec mnie obudzil.... inaczej bylaby kaplica... wstalam... szybko sie umylam, ubralam i do lekarza... kolejny dzien bez sniadania... na miejscu okazalo sie, ze nie trzeba bylo az tak sie spieszyc... byl zajety... nic nowego... juz sie przyzwyczailam... takie sa ceny jak sie chce czlowiek leczyc u jednego z najlepszych w Polsce... nic straconego... popatrzylam na trening pilkarzy... kolejny raz stwierdzilam ze L.A to jest to... jak Ci pilkarze sie poruszali... matko... zero koordynacji.... zero sprawnosci... w koncu lekarz wyszedl po mnie... dostalam kolejny zastrzyk... nie bolalo... juz sie przyzwyczailam... od marca mozna sie przyzwyczaic... ale gdyby byla choc odrobina poprawy... a tu nic... ale dostalam pozwolenie na rozciaganie... to juz cos... postep...

siedze teraz w domu i czekam na mame... tylko wroci, pakujemy sie i wyjazd... wybieramy sie na mazury... wcale mi sie nie chce... ale juz w niedziele bedziemy z powrotem... szybko minie... mam nadzieje...

wczoraj dobrze skonczyl sie dzien... p.k. zaprosil mnie do kina... ucieszylam sie... moze cos w koncu zaskoczy miedzy nami... szkoda ze premiera jest dopiero po 22 sierpnia... szmat czasu... wszystko sie moze zdarzyc,... ale nie trace nadziei... moze sie umowimy jeszcze wczesniej... dziwne ze nie chcial mi specjalnie niczego powiedziec o spotkaniu z k.k.... musialam wszystko wyciagac... widocznie musialo byc fajnie... szkoda...

to na tyle na razie... az dziwie sie sobie ze jestem taka systematyczna... wciagnelo mnie to juz troszke... fajna sprawa... ale zobaczymy na jak dlugo...

POZDRAWIAM

m.p. : :
sie 07 2003 dzien nudy
Komentarze: 0

Po pierwsze to dzieki za komentarze... nie spodziewalam sie tego... jesli jeszcze raz ktos tu zajrzy to moze zechce mi wytlumaczyc jak dzialaja blogi... jak mam sprawdzic czy mam jakies komentarze??

a tak poza tym to u mnie dzis dzien nudy... nic praktycznie sie nie wydarzylo...

mialam rano wstac i pojechac na uniwerek, zeby zawiesc dokumenty na wspomniany juz oboz... jednak gdy zadzwonil budzik okazalo sie, ze odwiedzil mnie dzis len gigant... nie chcialo mi sie z nim walczyc, wiec poddalam sie i poszlam dalej spac...

w koncu wstalam... bylo juz po 11... ale to przeciez wakacje... mozna sobie pozwolic... niestety okazalo sie, ze nieproszony gosc nadal czycha... (chodzi o lenia)... tym razem nie chcialo mi sie zejsc na dol, zeby zrobic sobie sniadanko... wlaczylam kompa... popatrzylam glupkowato w monitor i zjawil sie tata... bylam juz przygotowana na to, ze bede musiala sie tlumaczyc z mojego lenistwa... wybaczyl mi... na uczelnie pojade w poniedzialek... nic sie przeciez nie stanie... mam czas do 15 sierpnia...zmobilizowal mnie jednak do zmywania... siostra dzis rano wyjechala na mazury, mama w pracy, wiec na mnie padlo... :-( potemn godzinki plynely sobie powolutku az do obiadu... mama zostawila wszystko przygotowane, ale i tak z moimi zdolnosciami kulinarskimi potrafilam zepsuc spagetti... musialam tylko wstawic makaron do goracej wody i podgrzac sos... ale jak na zlosc zadzwonil telefon...jako osoba towarzyska musialam chwile porozmawiac... ta chwila sie przeciagnela... makaron zdazyl sie rozgotowac... :( potem byly juz tylko glupie uwagi taty... nastepnym razem bedzie sam wszystko robil...

m.p. : :